Skąd biorę enerigię?

Na początku semestru zakładałam, że będzie ciężko, że nie będę miała na nic czasu, a przede wszystkim siły. Do tego doszła jeszcze pogoda, która zdecydowanie nie poprawia samopoczucia. A ja mimo wszystko jestem szczęśliwa i mam ogromną ilość energii, ostatnio zaczęłam się zastanawiać skąd się to bierze.
Ostatnio większość moich dni wygląda tak: wstaję po 6, do domu wracam późnym wieczorem po kilkunastu godzinach, w międzyczasie szkoła i praktyki, do tego 3-4 godziny dziennie poświęcone na dojazdy, brak czasu na jedzenie, chodzenie spać w okolicach północy, a od ponad tygodnia doszła do tego jeszcze choroba. Wygląda mało zachęcająco, a jak ja się po tym wszystkim czuję? No cóż, sama tego nie rozumiem, wracam do domu po naprawdę męczącym dniu,, a ja zamiast być wykończona idę z wielkim uśmiechem, śpiewam sobie pod nosem i w zasadzie to mam ochotę skakać, zaczęłam się zastanawiać, czy oby na pewno wszystko ze mną w porządku :P.

Zaczęłam na poważnie analizować skąd się to bierze, bo jest to naprawdę ciekawe.

Co mi poprawia humor, dodaje siły, daje chwile odpoczynku?

Przede wszystkim staram się pamiętać, że jest fajnie, jest dobrze, mimo że tak naprawdę co chwilę przychodzi mi do głowy powód, że wcale tak nie jest, że jest beznadziejnie, że jest ciężko. Ale staram się skupiać na plusach, nie przywiązywać dużej wagi do złych stron.

Poza tym próbuję doceniać to co mam i cieszyć się z tego co jest teraz, nie z tego co będzie kiedyś w przyszłości, kiedy to już będzie tak wspaniale i kiedy wszystko się będzie układało tak jak chcę.

Najłatwiejszym sposobem na zapomnienie o otaczającym mnie świecie i łatwym umileniem podróży jest muzyka i książka, bez tych dwóch rzeczy nie wyobrażam sobie dnia, jakbym przypadkiem zapomniała zabrać ze sobą mp3 lub książki miałabym naprawdę poważny problem. Słuchawki na uszy, książka w rękę i niech się dzieje co chce, ja przenoszę się do innego świata, czas szybko mija, ja robię coś pożytecznego i przede wszystkim przyjemnego. Zawsze słyszę od mamy: a po co ci jeszcze taka wielka książka, tylko się nadźwigasz, ale nie ma innej opcji, książka musi być.

Drugim bardzo ważnym elementem są ludzie jakimi się otaczam. Staram się ograniczać kontakt z osobami, które wpływają negatywnie na moje samopoczucie, czasami nie jest to łatwe, ani miłe, ale staram się. A z drugiej strony wynosić jak najwięcej z czasu spędzonego z osobami pozytywnymi. Mam kilka osób, z którymi nawet krótka rozmowa powoduje, że najgorszy dzień staje się bardziej znośny, a większa ilość czasu spędzona w ich towarzystwie dodaje energii na długo. Nic nie wpływa na człowieka lepiej od możliwości bycia po prostu sobą i gadania największych głupot jakie się w życiu wymyśliło. Dobry humor przede wszystkim.

Poza tym ruch, ostatnio przez chorobę odpuściłam, ale codziennie zostaje ponad 30 minutowy szybki spacer (bo ja wolno chodzić nie potrafię). Niesamowitą energię daje mi też aerobik, prowadzi go tak pozytywna babka, że nie potrafię wyjść z niego bez ogromnego uśmiechu na twarzy i ochoty na więcej.

A kiedy już jestem naprawdę zmęczona i chcę odpocząć od wszystkiego (a nie udawać, że odpoczywam spędzając kolejne godziny przed komputerem) informuję kuzynkę, że ją odwiedzam, kilka godzin spędzonych na zupełnym niemyśleniu o niczym, tarzaniu się na podłodze z małym szkrabem i słuchaniu beztroskiego śmiechu poprawia humor na długo i naprawdę daje odpocząć.

A Wy jak się czujecie w tą niekończącą się zimę?

5 komentarzy:

  1. Bardzo zazdroszczę i podziwiam za tak pozytywne podejście i tyle energii. Pomimo przeczytania Twojego sposobu na taki stan, chyba nie potrafię go zastosować u siebie...

    Mam zupełnie odwrotnie. Wstaję rano i czuję się połamana. Pobudka o 5:30 sprawia, że nie wysypiam się, a konieczność dużo wcześniejszego wyjeżdżania do pracy powoduje, że mam poczucie zmarnowanego czasu. Poza tym ciągle mi zimno przez co spacer do pracy i z powrotem jest dla mnie katorgą, a nie przyjemnością i najchętniej bym przefrunęła ten odcinek. :) Po powrocie do domu padam ze zmęczenia i po wysiłku włożonym w przygotowanie obiadu zaczynam być znów senna.

    Wiem, że trochę narzekam ale naprawdę ostatnio tak brakuje mi energii i czasu, że nie mogę ogarnąć codziennych spraw. Brakuje mi beztroski i cieszenia się w pełni z prostych, małych rzeczy. Marzę o tym by bez wyrzutów sumienia móc sobie czytać książkę bez ograniczeń albo porobić coś równie przyjemnego. Przede wszystkim jednak by mieć na to siłę, a nie zasnąć po 15 minutach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... a może spróbuj wieczorem (w myślach lub na kartce) poszukać po 3 - 5 pozytywnych rzeczy/myśli/zdarzeń za dany dzień? Ja kiedyś też miałam podobnie - jak pracowałam (półtorej godziny dojścia/dojazdu w korkach , 10 godzin w pracy). Masakra. Ale spisywanie dobrych rzeczy (klient powiedział coś miełego czy się uśmiechnął, na przystanku dziecko zabawnie nuciło jakąś piosenkę itp) pomagało mi przetrwać kolejny dzień i zaczęło sprawiać, że każdy następny nie był już taki straszny :)

      Usuń
  2. Wiesz już z samego Twojego wpisu płynie tak pozytywna energia, że i ja mam ochotę na więcej pracy. Więc się nie rozpisuję, tylko biorę za notatki na uczelnię i na pewno nie jeden raz jeszcze będę wracała do Twoich słów :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis. Ja tak samo staram się robić. Jeśli wiem, że podróż zajmie mi więcej niż 30 minut biorę ze sobą książkę, jeśli mniej lub idę piechotą - medytacje na mp3. Najlepiej wieczorem odpręża mnie spędzone 30 minut z Sheldonem (Teoria Wielkiego Podrywu) tuż przed pójściem spać. Dawka dobrego humoru i sen jest przyjemniejszy :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. ENERGIA!!! :-)
    Własnie ona daje nam siłę i motywację do działania i to właśnie z niej możemy się najbardziej cieszyć.
    Wpis naprawdę bardzo fajny, a Twoje pozytywne podejście jeszcze bardziej :)
    Pozdrawiam serdecznie Paweł

    OdpowiedzUsuń