Wakacje

Pierwszy raz od kilku lat byłam na prawdziwych wakacjach i co z tego, że nie odwiedziłam pięknych kurortów, nie zwiedziłam dalekich krajów, ale i tak czuję, że byłam na najlepszych wczasach.

Decyzja o wyjeździe była podjęta szybko, padł pomysł, a następnego dnia siedziałam już w autobusie. Nie wyjechałam daleko, tylko na drugi koniec województwa, do cichej spokojnej wsi.

Wyjazd od początku do końca był pełny nowości, zdecydowanym wyjściem poza znaną strefę komfortu, ale za każdym razem mówiłam: trudno, jak nie teraz to kiedy, będzie co ma być (chociaż prawdę mówiąc co jakiś czas powtarzałam również, że chcą mnie zabić), ale ani przez chwilę nie żałowałam. Wyjechałam do rodziny, razem z kuzynką, z którą od czasu podstawówki nie rozmawiałam dłużej niż przez dwie godziny raz w roku, a teraz miałyśmy spędzić ze sobą kilka dni, ale okazało się to świetnym pomysłem.



Na te kilka dni mogłam zapomnieć o życiu do którego byłam przyzwyczajona, zasięg tylko w jednym miejscu w domu, brak internetu i ciepłej wody w kranie, ale wiecie co, ani przez chwilę nie zatęskniłam za tymi znanymi udogodnieniami.

Już pierwszego dnia usłyszałam, że idziemy na rowery, ale jak to, przecież ja ostatni raz siedziałam na rowerze w wieku pięciu lat, zabiję się i zrobię z siebie pośmiewisko. Brak umiejętności jeżdżenia na rowerze był dla mnie zawsze największym problemem, bo to jednak trochę głupio tak nie umieć. Ale pełna niepewności, zmuszona sytuacją (ale i korzystając z sytuacji, że mogę wreszcie spróbować) wsiadłam na rower i okazało się, że to jest banalnie proste, już drugiego dnia wybrałyśmy się w kilkunastokilometrową przejażdżkę.


Następne wyzwanie: kajaki, uparli się i nie było wyjścia, a ja byłam przerażona, nie umiem pływać, a mam pływać w kajaku bez kapoka?! Nie ma takiej możliwości. Na nogach jak z waty weszłam do kajaka i... po kilku minutach to pokochałam, w życiu nic tak bardzo mi się nie podobało, byłam zachwycona, po chwili zapomniałam o wszystkich obawach, tylko podziwiałam i wiosłowałam. Dwa dni później byłam pierwszą chętną do kolejnego spływu. Było wspaniale, piękne widoki, chcę więcej. A poza tym kto może się pochwalić własnym prywatnym spływem kajakowym za domem?



Poza tym pierwszy raz w życiu jadłam wiśnie prosto z drzewa, opychałam się wszelkimi innymi świeżo zerwanymi warzywami, piekłam pyszne ciastka z przepisu mojej babci, opalałam się, grałam w badmintona, siatkówkę, podziwiałam okolicę i po prostu odpoczywałam. Całkowita beztroska, bez przejmowania się co na siebie włożyć. Wróciłam z kilkoma pamiątkami: pełno siniaków i śladów po ukąszeniach komarów, ale było warto.

Te kilka dni dały mi naprawdę wiele, przekonałam się, że głupotą są różne obawy, nie ma się czym przejmować, tylko próbować wszystkiego na co mamy okazję, żeby potem nie żałować straconej okazji i mieć co wspominać. Przez kilka dni nie myślałam o codziennych problemach, wszystko zostawiłam daleko za sobą. W drodze powrotnej czułam, że w jakimś stopniu wracam zmieniona, z nową energią. Kiedy dostałam zaproszenie na sierpień, ani chwili się nie zastanawiałam, oczywiście, że będę, już nie mogę się doczekać kajaków i rowerów.

Na zdjęciach możecie zobaczyć jakie piękne widoki miałam zaraz za domem. Dla mnie jest to zdecydowanie jedna z piękniejszych okolic jakie widziałam, spokojna, niczym nie zakłócona, naturalna. 

4 komentarze:

  1. takie wyjazdy z dnia na dzień są najlepsze :)
    kurorty nie są ważne najważniejsze jest to że wypoczęłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami okazuje się, że kilka kilometrów od domu możemy znaleźć swój mały raj i odskocznie, to niesamowite. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tez uwielbiam takie klimaty, rowery i kajaki to takie moje wspomnienia wakacji spedzanych na Mazurach :) cisza, las i woda poprostu idealnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka przyroda jest najfajniejsza :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń