Czas w podróży

W ostatnim czasie pomysłów na notatki sporo, ale weny do ich napisania niestety brak. Ale trudno, od czegoś trzeba zacząć. Tak ogólnie to u mnie powoli wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku, ale jak to będzie zobaczymy z czasem :).

Pomysł na dzisiejszy wpis przyszedł mi do głowy przypadkiem, jako, że bardzo dużo czasu "tracę" w podróży. Dojazd na uczelnię w obie strony w najlepszym wypadku zajmuje mi ponad 3 godziny, jednak bardzo często wychodzi ok. 4 godzin. Sporo. Jest to sporym problemem, tym bardziej, że co jakiś czas muszę się przesiadać, więc zajęcie się na dłużej jedna rzeczą jest niemożliwe, nie wspominając już o niesprzyjających temu warunkach jazdy.

Przetestowałam już wiele sposobów zajęcia się w tym czasie, bo ile można po prostu patrzeć bez słowa ciągle w ten sam widok za oknem? 15 minut bezczynnej jazdy i już mam dość... :D.
Oczywiście moim niezastąpionym towarzyszem jest odtwarzacz MP3 i radio, sprawdza się w każdych warunkach, a z muzyką świat jest dużo piękniejszy.
W miarę możliwości staram się czegoś uczyć na zajęcia, na pierwszym roku studiów moja całkowita nauka ograniczała się praktycznie tylko do nauki w podróży (to były piękne czasy). Kiedyś nawet odrabiałam pracę domową na stojąco (w kanarówie, wie ktoś co to? ;) ) , bo tak byłam już wszystkim znudzona, a innych pomysłów nie miałam, ciekawie to musiało wyglądać.
Kiedy nie ma nic do nauki czytam książkę, ale z tym jest już większy problem, bo książka waży, zajmuje miejsce, co jest dosyć istotne i trochę osłabia jej pozycję, ale dla dobrej książki się przemęczę. Ostatnio (no dobra to ostatnio, trwa już zdecydowanie za długo) moją książką na podróż jest "The devil wears Prada", w innych warunkach jej nie przeczytam, a, że ostatnio czasu na nią nie mam, to ją tak męczę od kilku miesięcy, w międzyczasie skończyłam wiele innych, a ona jest mi ciągle wierna.
Oczywiście przy niczym tak dobrze nie mija czas jak przy dobrej rozmowie, kiedy jest się "skazanym" na dana osobę do końca podróży. Dzięki dojazdom na uczelnię poznałam sporo bardzo fajnych osób, są to tacy "znajomi od jazdy", w zasadzie to się nie znamy, prawie nic o sobie nie wiemy, ale jak już się przypadkiem spotykamy to możemy rozmawiać przez całą drogę. Jest to dla mnie bardzo ciekawe zjawisko, zazwyczaj kiedy w dowolnych okolicznościach poznaje się znajomego znajomego, nigdy więcej się z nim nie porozmawia, nawet przy przypadkowym spotkaniu, a poznając go w czasie wspólnej podróży staje się dobrym znajomym. Nie wiem jak to działa, ale mi się podoba :).

W zasadzie nigdy nie narzekam na dojazdy, często słyszę zdziwienie i współczucie, że to takie męczące, ale przyzwyczaiłam się do tego i przyznam szczerze, że brakowałoby mi tego, nie wyobrażam sobie mieć wszystkiego pod ręką.

Wszystko jest fajnie, gdy ma się jakiekolwiek zajęcie, ale kiedy znajomych brak, a książka i odtwarzacz również niedostępne, zaczynają się problemy. Dziś znalazłam się w takiej sytuacji i się przeraziłam... umrę z nudów. Ale szybko zaczęłam myśleć, czym się zająć, kiedy brak jakiegokolwiek zajęcia, a jedyna dostępna rzecz to mój mózg. Myślenie o niebieskich migdałach nie przypadło mi do gustu i nagle wymyśliłam... genialny pomysł! Opisywanie w myślach wszystkiego co widzę, po angielsku.
Miałam z tego niezłą zabawę, czasami absurdalne określenia kiedy nie znałam jakiejś nazwy (przy okazji uświadomiłam sobie, że nie znam tłumaczenia kilku podstawowych słów), zauważyłam sporo ciekawych rzeczy (bo ile można mówić o drzewach, samochodach i śmieciach), zupełnie inaczej spojrzałam na tak dobrze znane widoki. Zabawę polecam wszystkim, świetne zajęcie, a przy okazji sporo się uczymy, mamy możliwość wykorzystania języka, formułowania zdań (bo niestety rzadko się zdarza okazja żeby porozmawiać w danym języku). Wydawało mi się, że nie jestem w stanie mówić po angielsku, że jeszcze tak mało wiem, myliłam się, bez problemu "porozmawiałam" sobie przez pół godziny. Z przyjemnością wykorzystam to kolejnym razem.

A jak Wy spędzacie czas w czasie zwykłych codziennych dojazdów oraz tych dłuższych np. wracając do domu na święta?

6 komentarzy:

  1. Fajny pomysł z tym opowiadaniem sobie o widokach po angielsku :) U mnie królują książki, chociaż są dni, kiedy mam ochotę po prostu porozmyślać. Często też odbywam wtedy rozmowy telefoniczne lub odpisuję na zaległe smsy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam moje dojazdy na uczelnie i naprawdę: nigdy się podczas nich nie nudzę. Najczęściej czytam, ale czasem lubię po prostu poobserwować ludzi, widoki za oknem (chociaż widuję je już od 3 lat non stop, zawsze znajdę coś nowego). Czasem zaś lubię po prostu porozmyślać, bo nigdy nie mam na to tak naprawdę czasu, oprócz tych codziennych pociągowych przejazdów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jazda pociągami jest bardzo fajna, prawda? ;) Kiedy słyszę rady: przeprowadź się, będziesz miała bliżej, to pierwszą moją myślą jest: i miałabym nie jeździć pociągiem?! Nie ma mowy :P.

      Usuń
    2. Dokładnie :D Widzę, że świetnie się w tej kwestii rozumiemy ;))

      Usuń
  3. Hej ja też tak robię tylko po niemiecku:) Od czasu do czasu warto zabrać ze sobą jakąś podręczną grę logiczną ,która rozwija umysł:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swój umysł rozwijam w trakcie rozmów, zazwyczaj trzeba się trochę przyłożyć żeby sensownie odpowiedzieć moim kolegom :P

      Usuń