Luty - moje plany

I mamy luty, czyli miesiąc lenistwa, choć nie do końca i miesiąc wolnego od studiów, ale nie od nauki.
Jeszcze dwa tygodnie temu nie przypuszczałabym, że luty będzie takim spokojnym miesiącem, zaskakująco prawie wszystkie zaliczenia udało się załatwić przed sesją i teraz mam długi (chociaż to luty, to raczej krótki) miesiąc wolnego. Może to ostatni wolny, beztroski miesiąc w moim życiu, więc będę korzystać.

Na luty mam dwa najważniejsze plany: sport i magisterka.

Co do sportu to założyłam sobie, że będę się starała od poniedziałku do piątku codziennie ćwiczyć. Taki tydzień mam już za sobą i bez najmniejszych problemów mi się udało. Uwielbiam wstać rano, a potem porządnie się zmęczyć.
Jednak w tym tygodniu muszę swoje treningi trochę ograniczyć, niespodziewanie w następny weekend wypadł występ mojej grupy tanecznej (mój pierwszy publiczny występ w dorosłym życiu :D), więc muszę mieć dużo sił zarówno na treningi, jak i w chwili występu. Nie mogę się doczekać.
A na koniec lutego robienie szpagatu, stanie na rękach i inne rzeczy będą dla mnie proste.

A jeśli chodzi o magisterkę, to jeszcze miesiąc temu nie widziałam o czym piszę, a po feriach mam mieć gotową pracę. Trochę mnie to przeraża, bo nie wiem czemu ja zawsze pakuję się tam gdzie nie powinnam. Jedno z zagadnień, którego nigdy nie rozumiałam na studiach okazało się być idealnym pomysłem na moją pracę, oczywiście w wersji dużo bardziej rozwiniętej. A to, że w języku polskim znalazłam na ten temat aż jedną książkę to szczegół. Ale, że niby ja nie dam rady?

Poza tym chcę wreszcie dużo jeść, dużo dobrych rzeczy (no i zdrowych przy okazji), a że nareszcie mam czas to mogę go spędzić w kuchni.

I lenić się, czytać książki, oglądać filmy i seriale (w czym jestem zupełnie zielona, ale coś sobie wymyślę), chodzić spać może trochę wcześniej niż o drugiej i wstawać po 8. I od czasu do czasu zmusić się do wyjścia na zewnątrz, a w międzyczasie cieszyć się z coraz dłuższych dni (czy tylko ja co roku jak głupia odliczam każdą minutę, o którą jest dłuższy dzień? a to mój ulubiony kalendarz, który potwierdza, że jest coraz lepiej).


Styczeń zdecydowanie nie należał do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych miesięcy w moim życiu (dobra, razem z zeszłorocznym grudniem znajdują się na czele najgorszych miesięcy w ostatnich latach). Teraz czas na luty, który będzie zdecydowanie lepszy, już nie mogę się doczekać.

9 komentarzy:

  1. Ja też czekam na luty, tylko że u mnie to nie będzie błogie lenistwo a raczej ciężka harówka (no dobra mam jeden egzamin, ale za to z tak wielkiej i trudnej partii materiału jak jeszcze nigdy) przeplatana chwilami relaksu :)
    Podziwiam za ilość sportu w tygodniu :) mi ledwo się chce na basen wyjść raz w tygodniu, ale w końcu trzeba zacząć robić coś więcej.
    I trzymam kciuki za twoją magisterkę, na pewno dasz rade!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz radę, przede mną też trudny egzamin, ale po minionym semestrze przestałam myśleć, że czegoś jest dużo, jest trudne itd, bo wszystko takie było, a nagle się okazało, że mam to już za sobą, a satysfakcja z zaliczenia ogromna ;).

      Usuń
  2. Kiedyś również wybrałam sobie temat na pracę licencjacką i magisterską, do którego brak było jakichkolwiek materiałów. Udało mi się je skombinować dzięki wyjazdowi na Erasmusa. Jednak oprócz pisania pracy, wykonałam też całe tłumaczenie niezbędnych materiałów. Na końcu okazało się, że było warto.

    Tobie na pewno też się uda!!! Najważniejsze to się nie poddawać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli, że się da :). Wiem, że na pewno nie obejdzie się bez książek po angielsku i jakoś je pewnie zrozumiem (jeszcze nie wiem jak, skoro i po polsku nie rozumiem, ale zrozumiem).

      Usuń
  3. Wczoraj zdarłem kartkę z kalendarza by po sprawdzeniu stycznia szeroko się uśmiechnąć :-)
    Udało mi się zrealizować wszystkie cele jakie sobie postawiłem a to jest dla mnie mega satysfakcjonujące!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam zrywać kartki w kalendarzu ze starym miesiącem :D.

      Usuń
  4. "Ale, że niby ja nie dam rady?" takie podejście lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogłabyś coś napisać więcej o tańcu? Szukam ciekawych zajęć ;) Aha, mam też pytanie o butterfly silk-czy chodziłaś na jakieś zajęcia w Warszawie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tak: tańczę jazz w rivierze, nie długo, bo od października, ale już wiem, że jest fajnie ;). Sam jazz bardzo polecam, choć wiadomo, nie jest łatwo, fajnie i przyjemnie, naprawdę można się zmęczyć na zajęciach, ale satysfakcja gwarantowana, także polecam. Samą rivierę też polecam, ale z tego co słyszałam to u eguroli też jest dobrze.
      A jeśli chodzi o butterfly silk to na razie byłam tylko na jednych zajęciach próbnych, we free art fusion i chętnie tam wrócę jak będę miała czas ;).

      Usuń