W poszukiwaniu spokoju - joga


Kilka dni temu poczułam potrzebę powrotu do jogi. To w zasadzie od jogi zaczęła się moja przygoda ze sportem, trzy, czy cztery lata temu. Muszę przyznać, że dała mi bardzo dużo, to dzięki niej zrobiłam to co zawsze wydawało mi się niewykonalne (szpagat), dzięki niej byłam w stanie zrobić pompki (choć szczerze mówiąc wierzyć mi się nie chce, że to możliwe tylko dzięki jodze, ale ćwicząc tylko jogę pewnego dnia postanowiłam sprawdzić, czy mogę zrobić pompki, mogłam). Nie dopatrywałam się w niej żadnej filozofii, nie szukałam w niej żadnego spokoju, była to po prostu aktywność fizyczna, która w danym momencie mi odpowiadała. Potem odeszła w zapomnienie, znalazłam ciekawsze zajęcia, które dawały dużo lepsze efekty i były dynamiczniejsze (bo ile można stać w miejscu). Ale, mimo że nie była główną aktywnością ciągle miała swoje miejsce w moich treningach, za każdym razem przykładałam dużą wagę do rozciągania, minimum 20 minut, bo po prostu to lubiłam. Jednak nie była to joga w pełnym tego słowa znaczeniu.


Ostatnio pomyślałam, że chciałabym do tego powrócić, najpierw uświadomiłam sobie, że potrzebuję chwili relaksu, takiego kompletnego wyciszenia, wyłączenia się ze świata, krótko mówiąc, pomyślałam o medytacji. Bardzo mnie ta myśl zdziwiła, bo dawniej ilekroć bym o medytacji nie czytała miałam jedną odpowiedź: fajne, ale to nie dla mnie, w ogóle nie widzę w tym sensu i tego nie potrzebuję. A teraz poczułam, że to to czego potrzebuję, to tylko potwierdza moją teorię, że do wszystkiego trzeba samemu dojść, bo nikt nas do niczego nie zmusi. A potem przyszła myśl o jodze, ale nie tylko jako formie ćwiczeń, a właśnie jako możliwości pełnego relaksu. Ale czuję, że i moje ciało mi za to podziękuje, bo nie ma nic przyjemniejszego niż chwila rozciągania po całym dniu siedzenia przy komputerze, doskonale się o tym przekonałam przy warsztatach tanecznych, godzina tańczenia po pracy i nagle zapominałam, że w ogóle w tej pracy byłam, bo czułam się tak doskonale.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji postanowiłam to sprawdzić, chwila ćwiczeń w kompletnej ciszy, powoli, bez pośpiechu i od razu czułam się lepiej. Innego razu postanowiłam spróbować tej słynnej medytacji, w trochę ekstremalnych warunkach, bo jak tu się wyciszyć, kiedy w tle słychać kosiarkę, głośne rozmowy i jeszcze muzykę, która do relaksującej nie należy. Ale skoro tak postanowiłam to próbuję. Zamykam oczy i co by tu dalej zrobić? Kazali oddychać, to oddycham, mówili też żeby liczyć, no to liczę, ze zdziwieniem odkrywam, że jest fajnie, naprawdę w chwilę czuję się rozluźniłam, jest cisza, spokój, a po jakimś czasie zauważam, że usnęłam, wiem, że nie o to w tym chodzi, ale biorąc pod uwagę, że potrzebuję minimum pół godziny do uśnięcia, to uśnięcie w chwilę jest naprawdę wielkim osiągnięciem. Zachęcona tym następnego dnia próbuję jeszcze raz, tym razem wyobrażam sobie ciche, spokojne miejsce i znowu się udaje, od razu poczułam się lepiej. 

Organizm zawsze wie czego potrzebuje, skoro teraz wymyślił sobie jogę znaczy, że tego mu trzeba, nie będę się sprzeciwiać, tylko grzecznie wykonam polecenie, w końcu nie mam nic do stracenia, a mogę zyskać przede wszystkim spokój i radość.


Follow on Bloglovin

1 komentarz:

  1. Joga/medytacja/próba wejścia w głąb siebie to bardzo ciekawe i fajne zajęcie aczkolwiek cały ten proces to żmudna i skomplikowana sprawa :) Wymaga dużo siły i uwagi, ale efekty są zadziwiające.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń