Lekcje szczęścia


Ostatnie tygodnie, a nawet miesiące nie należały do najłatwiejszych, ale jak patrzę na nie z perspektywy czasu to nawet chce mi się z siebie czasami śmiać. Ale nie żałuję, niczego nie żałuję, bo wiem, że wszystko było potrzebne żebym doszła do tego miejsca, żebym wyciągnęła wnioski jakie wyciągnęłam, żebym przestała się przejmować i zaczęła żyć pełnią życia.

Nie było łatwo, potrzebowałam czasu, potrzebowałam sama do tego wszystkiego dojść,  potrzebowałam lekcji na przyszłość żeby nigdy nie popełniać tego samego błędu. Musiałam na nowo nauczyć się doceniać wszystko co mam, cieszyć się z drobiazgów i przestać się przejmować. Przecież kiedyś tak dobrze to umiałam i nawet nie zauważyłam kiedy o tym zapomniałam, zabawne jak szybko można zmienić podejście na bardzo negatywne. I pewnie nie zorientowałabym się, że coś jest nie tak, gdyby nie jeden moment. Nie przypuszczałabym, że nasze myśli tak bardzo wpływają na nasze samopoczucie fizyczne. Im bardziej negatywnie myślałam tym gorzej się czułam, byłam zmęczona, nie miałam siły, aż pewnego dnia zaczęło mi się kręcić w głowie i jedynym powodem była złość (o tak, wtedy byłam naprawdę zła i nie ważne, że miałam powód, żaden powód nie jest wart takiego samopoczucia), wtedy stwierdziłam, że nie warto, bo zdrowie jest najważniejsze.

Od tego czasu minęło wiele tygodni, w trakcie których próbowałam wszystko poukładać, na nowo poczuć spokój i zacząć cieszyć się życiem. I chyba mi się to udało, bo właśnie siedzę chora, czuję, że mój organizm najchętniej w tym momencie by zemdlał, ale mimo to nie uważam, że jest źle. Czy tylko ja uważam, że przeciążony organizm funkcjonuje dobrze do czasu aż da mu się odpoczynek? Jak już poczuję, że może odpuścić to musi się odwdzięczyć chorobą.

W poniedziałek sięgnęłam po "Mnicha, który sprzedał swoje ferrari", potrzebowałam lektury, która mnie jeszcze bardziej zmobilizuje i potwierdzi moje przekonanie, że życie tak naprawdę nie jest złe. Nie rozczarowała mnie, co prawda nie dowiedziałam się niczego czego bym już nie wiedziała, ale było to napisane w taki sposób, że poczułam się przekonana :D. Trafiłam na wiele zdań przy których pomyślałam: faktycznie, coś w tym jest, że też wcześniej na to w ten sposób nie spojrzałam.

W najbliższym czasie planuję podzielić się z Wami moimi sposobami cieszenia się z życia, które jak widać okazały się skuteczne, a i może mi się kiedyś przyda odświeżenie tej wiedzy (choć mam nadzieję, że nie).
Na początek powiem, jak przypomniałam sobie, że wstawanie rano jest tym co lubię.

3 komentarze:

  1. Najważniejsze właśnie to nauczyć się cieszyć tymi najmniejszymi rzeczami, wtedy każdy dzień wydaje się lepszy :)
    Masz wspaniałe podejście, ale chyba musiałaś się dużo napracować, żeby je osiągnąć. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie czasami bywa pasmem negatywnych emocji i przeżyć jednak ZAWSZE warto się uśmiechać i wierzyć, że będzie lepiej. Nasze nastawienie to podstawa działania, która mi osobiście pomogła niejednokrotnie :-)
    Mam nadzieję, że znajdziesz odpowiedź na swoje pytania w wszelkie wątpliwości znikną w mig.
    Pozdrawiam mega pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, tez wlasnie mam wrazenie ze przechodze podobny okres. Gdzies kiedys czytalam, ze choroby sa wlasnie odzwierciedleniem naszej psychiki. Ja zauwazylam u siebie, ze choruje po kazdej stresujacej mnie mocno sytuacji, kiedy mam wrazenie ze cos mnie przerasta, ale nie moge sie wziac zakopac w lozku tylko walcze. Dopiero jak juz wszystko ogarniete, to przez chorobe te wszystkie emocje, ktorym nie mialam czasu dac ujsc, wlasnie wychodza - razem z goraczka i zlym samopoczuciem... Trzymaj sie cieplutko - na pewno bedzie lepiej :) Buzka :)

    OdpowiedzUsuń